Nieco zmartwiony brakiem życia w tutejszych ruinach starej elektrowni szedłem dalej przez kolejne pokoje. Potężne wyładowanie elektryczne - to może być sprawka jakiegoś pokemona, lecz te stare generatory ze względu na swój wiek mogą być niebezpieczne. Zachowując ostrożność zbliżam się do miejsca wyładowania.

Przetarłem oczy, nie spodziewałem się że coś takiego zobaczę. Na celowniku oczywiście nie miałem dwóch ogromnych pokemonów które z prędkością światła zmiotły by nie z powierzchni ziemi. Rozejrzałem się za Pikachu na którego liczyłem. Było tam tyle pokemonów, i kiedy wzrokiem znalazłem tego jedynego po cichu usiadłem z tyłu za nim i obserwowałem go, oraz walkę.

Nie narażałem się Pikachu na atak. Pichu nie był złym pokemonem, a z moją pomocą by szybko ewoluował. Namierzyłem go pokedexem i zbliżyłem się do pokemona powoli i pokazując mu że przychodzę w pokoju.

Na mojej twarzy widoczna była frustracja, ale się nie poddawałem. Usiadłem obok pokemona i razem z nim oglądałem walkę po cichu komentując i niekiedy pytając go o zdanie. Może to mnie zbliży do niego?

- Widzę że jesteś ranny. Jak chcesz abym pomógł ci wyzdrowieć to zaufaj mi. Odpoczniesz w tej biało czerwonej kulce i po paru minutach zaniosę cię do lekarza. Uwierz mi, mam dobre zmiary. - przekonywałem pokemona jak tylko umiałem pokazując mu pokeball'a.

Byłem totalnie bez pomysłu. Jedyną ideą która wpadła mi do głowy, byłą ostatnia deska ratunku czyli mój starter. Wypuściłem Bulbasaura obok siebie i zacząłem mówić:
- To jest mój pokemon, on może ci udowodnić że jestem dobrym trenerem.
I dalsza część zależała już tylko od woli trawiastego stwora.

Pokemon zgodził się, czyli wszedł do wcześniej proponowanego pokeball'a. Schowałem jeszcze Bulbasaura do kuli. I zanim dym opadł szybciutko wymknąłem się tą samą drogą co wcześniej. Kiedy znalazłem jakieś bezpieczne miejsce, przeczekałem aż pokemony oglądające walkę oddalą się.Po czym kieruję się do wyjścia z jaskini.

Wychodzę.